Jedni skończyli już świętować, drudzy, jak to na Podlasiu przygotowują się do Bożego Narodzenia.
Dzisiejszy tekst Barbary Goralczuk poniekąd nawiązuje do przygotowań i potraw świątecznych, a poniekąd dotyczy refleksji nad przemijaniem oraz wspomnień, które często w naszej wyobraźni idealizujemy, albo tych, które z różnych względów zostały zapamiętane.
(ms)
Fałszywa zuorka
Diad’ko Lońka żywe w swojuoj chati z żuonkoju Mańkoju. Dieti postroili sobie chaty w horodi. Pryjiżdżajut dohliadati starych, ne można skazati, szto odkazalisia, bo byłaby to neprawda. Ale staryejszy to wże liude, obom około 90, ale szcze sami sobie panami, i nawarat, i koło sebe wsio zrobiat. Trymajut kury i sobaku, kob - jak każe Lońka - było komu rano z posteli wstawati. Wstaje, kormit, howoryt z imi. A sobaka chodit ślied w ślied za swoim panom.
Prybliżajećcia Rozdwo Mańka wyrychtowała chatu. Naszykowała obruski, pomyła tariełki. Doczka z wnuczkoju popratali i pomyli ciełu chatu. Wsio jak treba.
Sidiat teper oboje stryki i dożydajut świata. Za dwa dnie Koliada.
Juołka wże w chliwie dożydaje. Suszony hryby je, jabłyka i hruszki na pszczuołok toże. Mańka specze bliny i makownik. Nu, makownik w elektrycznum piekarnikowi, wże pieczki Mańka ne palit, ne daśt’ rady. Ale pośtiat cieły puost oboje, jak zawsze, chotia Pilipuowka ne takij to ścisły puost jak pered Welikodniom.
Zadumawsia Lońka.
- Pomnisz - każe do żuonki - jak my koliś światuow dożydali?
- Pomniu, oj pomniu! - śmijećcia Mańka. - Dożydali! Sama ne znaju, świata, czy może toho jedła!
- Aha, prawda! - wzdochnuw staryk. - Jak zakołoli odnoho porszuka na cieły ruok, a w chati było deset’ hołomorciuow, jak postawili bat’ki kołbasu, to taja kołbasa propadała mihom jak śnieh na wesnu!
- Propadała! Dobre było miaso, oj dobre!
- A i pirohi mati pekła perszokłasny! I ty tak samo pekła, Mańko, dobry, oj samyje najliepszy z makom!
Utieszyłaś żuonka, szto muż pochwaliw. Ech, tuolko światuow razom prożyli!
- Znajesz, szcze mnie pryhanuliś juołki i światełka na juołkach. Znaczy świczki. Choroszy byli - każe Lońka.
- A ja pomniu, jak w wuojnu Niemci odstupali i tak stryliali aż puli świstali. Sidimo my z sestroju w okopach, chocz to było lietom, a puli litali i bliskali jak zuorki. Ja dumała, szto takije choroszy iskry akurat pasowaliby na juołku. Chotieła ich łapati, złowała, szto tak chutko wtikajut. A mama mene za toje nabiła.
- Dobre, szto tobie ne udałosia. Jak by jeji schwatiła, takuju zuorku, na prymier prosto w łob, to ja by żuonki ne miew. I z kim ja by teper sidiew, Maniu?
Barbara Goralczuk