Ostatnio popadało, więc można się było spodziewać, że na czwartkowym rynku nastąpi wysyp grzybów. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Owszem, niektórzy sprzedawcy mieli opieńki, czy kurki, ale w niewielkiej ilości.
Jedna ze sprzedawczyń chciała sprzedać wszystkie pięć pudełeczek kurek za 20 zł. Bo - jak mówiła - śpieszy się do lasu. Podgrzybki też miała, ale to już były przetwory w słoikach i szybko znalazły nabywców. Zapytana, gdzie zbiera grzyby, stwierdziła, że ma swoje miejsce w lesie pod Plutyczami.
Pojawiły się też pierwsze kwiaty przed dniem Wszystkich Świętych, ale też nie za dużo i sztuczne. Za to jesień widać w doborze garderoby. Na rynku coraz więcej czapek, ciepłych skarpet i kurtek. Kobiety w starszym wieku oblegają stoisko z moherowymi beretami, aby wybrać sobie odpowiedni fason. Uwagę zwróciły dwa nowe stoiska. Na jednym sprzedawano noże. Za te największe sprzedawca chciał nawet 40 złotych. Na drugim ze stoisk oferowano rajstopy damskie. Towar został odpowiednio wyeksponowany. Rajstopy nałożono na manekiny kobiecych nóg i ułożono rzędem - od razu zwracało to uwagę.
Warzywa wciąż tanie. Pomidory można kupić za 2 -2,50 zł za kilogram, oczywiście te słabsze i trochę przejrzałe. Ziemniaki za 2 zł, maliny kosztowały 10 zł za kilogram. Dużo za to pestek z dyni. Tylko łuszczyć i jeść.
(ms)
Czwartkowy rynek w Bielsku Podlaskim: