To jedna z najbardziej intrygujących spraw kryminalnych w Bielsku Podlaskim. 41-letnia Krystyna A. w 2011 roku po prostu zniknęła. Rodzina twierdziła, że wyjechała za granicę. Dopiero po siedmiu latach śledczy znaleźli jej ciało, a właściwie szczątki. Były zawinięte w dywan i głęboko zakopane w lesie niedaleko Malesz. Mimo upływu lat biegli nie mieli wątpliwości - kobieta została zabita ostrym narzędziem. Na kościach znaleziono ślady ostrza.
We wtorek Arkadiusz A. znów zasiądzie na ławie oskarżonych przed Sądem Okręgowym w Białymstoku.
- W nocy z 19 na 20 lutego 2011 roku w Bielsku Podlaskim, zabił swoją żonę K. A., w ten sposób, że działając w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia wymienionej, co najmniej dwukrotnie ugodził ją nożem w okolicę pachową klatki piersiowej po lewej stronie, w kierunku i na wysokości lewej komory serca, czym spowodował pęknięcie piątego żebra, uszkodzenie tętnicy międzyżebrowej i innych naczyń krwionośnych i nerwów, co skutkowało masywnym krwotokiem wewnętrznym i zewnętrznym, który doprowadził do zgonu wymienionej, a następnie zwłoki kobiety zawinął w dywan i ukrył w ziemi w lesie, w pobliżu wsi Malesze - twierdzi prokuratura.
Najbardziej dziwi fakt, iż przez osiem lat udawało się ukrywać tę zbrodnię. Sąsiadom i znajomym pytającym o żonę Arkadiusz A. mówił, że kobieta wyjechała za granicę. Sugerował przy tym, że wdała się w romans. Tę samą wersję przedstawiały dzieci mężczyzny. W momencie śmierci Krystyny A. ich syn i córka wchodzili już w dorosłe życie.
- Kiedyś zapytałam ich córkę, co z Krysią - opowiada sąsiadka. - Akurat zbliżał się termin jej ślubu i tak dopytałam, czy zaprosiła mamę. Usłyszałam, że dzwoniła do niej, ale tamta nie chciała przyjechać.
- To niemożliwe, żeby Krysia tak po prostu zniknęła - opowiadał jeden z jej dobrych znajomych. - Rozumiem, że mogła pokłócić się z mężem, rozstać z nim. Ale nie tak nagle i nawet jeśliby wyjechała, to dałaby nam znać, że u niej wszystko OK.
Z opowiadań wynika, że w dniu, który poprzedzał jej śmierć Krystyna A. była na spotkaniu u znajomych z sąsiedztwa. Gdy wychodziła, było już późno i chłodno, pożyczyła więc kurtkę. Tej nocy zniknęła.
Krystyna A. pracowała w bielskim PSS, spółdzielnia miała problem z wykreśleniem jej z listy pracowników, bo nawet wypowiedzenia nie było jak jej wręczyć. Mąż zbywał przedstawicieli firmy. Wypełnił nawet roczny PIT w imieniu żony.
Bliscy znajomi Krystyny A. próbowali zgłosić jej zaginięcie na policję, ale - jak opowiadali - funkcjonariusze początkowo nie chcieli wszcząć poszukiwań. W sytuacji, gdy najbliższa rodzina twierdziła, że kobieta wyjechała i mają z nią kontakt, wydawało się to bezpodstawne.
Ale i śledczych z czasem zdziwiła ta sytuacja. Wszczęto postępowanie.
W 2016 roku, po pięciu latach od zniknięcia Krystyny A., jej mężowi postawiono zarzut zabójstwa i osadzono go w areszcie. Wówczas, w ramach poszukiwań ciała, przekopano całą posesję rodziny A., nawet stojące na niej szopy i chlewiki. Nic nie znaleziono, oprócz kilku kości zwierzęcych w miejscu, gdzie niegdyś była psia buda.
- Od kilku lat było tak, że, jak ktoś wykopał jakieś kości w okolicy, to mówiono, że to może szczątki Krysi, ale później okazywało się, że - nie - mówili sąsiedzi. - Arkadiusz był kierowcą tira. Jakby chciał pozbyć się ciała, to mógł ją wywieźć gdziekolwiek, daleko stąd.
Arkadiusza A. po odwołaniu obrońcy wypuszczono. Śledztwo zostało zawieszone. Ale funkcjonariusze tylko czekali na jakiś nowy ślad.
Jak odnaleźli ciało, pozostaje tajemnicą, choć nieoficjalnie mówiło się, że na policję zgłosiła się osoba, która znała prawdopodobne miejsce jego ukrycia.
Podobno jeden z mieszkańców Malesz lub okolic widział Arkadiusza A. jak kopie koparką w lesie niedaleko wsi. Była zima, więc takie prace dziwiły. To były rodzinne strony A., ów człowiek go rozpoznał. Nikomu jednak o tym nie mówił, albo powiedział, ale nikt nie przywiązał do tego większej uwagi. Pewnego razu - już po śmierci owego świadka - jego bliscy skojarzyli tę opowieść z zaginięciem Krystyny A., o którym już stawało się głośno. Opowiedzieli o tym policji. Ta wszczęła poszukiwania. Ustalenie konkretnego miejsca nie było łatwe, trzeba było przekopać spory teren. Pomagali w tym strażacy z OSP. W końcu odnaleziono zawinięte prawdopodobnie w dywan szczątki ludzkie. Wszystko to było już w znacznym stanie rozkładu. Była wiosna 2018 roku, od zabójstwa minęło siedem lat.
Sekcja zwłok potwierdziła, iż szczątki należą do Krystyny A. Z badań wynikało, iż zginęła od ciosów nożem lub innym ostrym narzędziem.
53-letni Arkadiusz A. ponownie trafił do aresztu. Tym razem prokurator nie wahał się postawić mu aktu oskarżenia o zabójstwo żony. Arkadiusz A. cały czas nie przyznawał się do winy. Przed znalezieniem ciała twierdził, że nie wie, co z jego żona się stało. Później powiedział, że Krystyna A. spadła ze schodów i się zraniła. Ostatnio, że podczas awantury to ona zaatakowała go nożem, on ją odepchnął i nadziała się na ostrze. Dlaczego nie wezwał karetki? Początkowo spanikował, a później stwierdził, że lepiej ukryć ciało, bo dzieci straciły już matkę, a jak skażą go za zabójstwo, to stracą również ojca.
Zarówno Arkadiusz A. jak i dorosłe już dzieci Krystynę A. przedstawiały jako niezbyt przykładną matkę. Miała ona często pić alkohol, chodzić na imprezy, zdradzać męża. Dzieci twierdziły, że o śmierci matki nic nie wiedziały, mówiły też, że sytuacja w domu po jej zniknięciu była dobra.
Od sąsiadów można było usłyszeć natomiast, iż gdy nie było już Krystyny, także jej mąż się wyprowadził i zostawił dorastające dzieci same w piętrowym domu.
- Na dzieci w tym wieku nie wpływa to dobrze - komentowała jedna z sąsiadek, ale nie chciała wgłębiać się w ten temat.
Na rozprawie zaplanowanej na najbliższy wtorek sąd prawdopodobnie zapozna się z opinią biegłych, którzy mieli stwierdzić, czy do zabójstwa mogło dojść w afekcie. W sprawie biegli wydali już jedną opinię stwierdzającą, że było to działanie w afekcie, ale prokuratura je zaskarżyła. W uzasadnieniu stwierdziła, że opinia ta jest wewnętrznie sprzeczna, a poza tym wydano ją na podstawie niekompletnego jeszcze materiału dowodowego.
Kwestia ta ma duże znaczenie. Za zabójstwo dokonane w afekcie grozi od roku do 10 lat więzienia, natomiast jeśli sprawca w afekcie nie działał - od 8 do 25 lat, a nawet dożywocie.
(bisu)