Sytuacja w Spółdzielni Mleczarskiej Bielmlek ciągle jest niewesoła. Większość rolników otrzymała już zaległe pieniądze za mleko, do pozostałych przelewy dojdą wkrótce. Wszystko dzięki pomocy, jaką mleczarnia otrzymała z Krajowego Ośrodka Wspierania Rolnictwa. To jednak nie koniec kłopotów.
Jak się dowiedzieliśmy, majątek spółdzielni jest zajmowany na poczet jej długów. Dziś przed wejściem do zakładu zebrało się blisko stu rolników. Ustalali między sobą sprawy związane z pozwaniem władz mleczarni do sądu w związku z bezprawnym podniesieniem owych udziałów z 50 do 100 tys. zł.
Rolnicy próbowali spotkać się z prezesem Tadeuszem Romańczukiem, senatorem z ramienia Prawa i Sprawiedliwości oraz do niedawna wiceministrem rolnictwa. Ten jednak do zebranych nie wyszedł.
Ostatecznie rolnikom nie udało się niczego dowiedzieć. Przedstawiciel zarządu Bielmleku podczas jednego z poprzednich protestów zapewniał, iż udziały nie zostały podniesione. Później na spotkaniu z prezesem usłyszeli oni, że jednak podniesiono je do stu tysięcy. Dziś znów pojawiły się głosy, że wynoszą one 50 tys. zł.
- Nie wiem skąd te rozbieżne informacje. Mam w ręku status Spółdzielni Mleczarskiej Bielmlek przyjęty jeszcze w ubiegłym roku i jest w nim podane, iż udziały wynoszą 100 tys. zł - mówiła jedna z przedstawicielek rolników. - Nikt mi nie pokazał nowszego, gdzie kwota udziałów byłaby niższa.
Ona i kilku innych rolników skarżyli się, że prezes uznał, iż dopytując o sytuację w mleczarni, działają oni na szkodę Bielmleku i skreślił ich z listy członków spółdzielni.
- Wkrótce mam otrzymać taką informację listownie - mówił jeden z rolników.
- Co ciekawe, nie zwalnia to nas z odpowiedzialności za długi spółdzielni, ta obowiązuje jeszcze przez rok - dodał inny.
O co chodzi z tą wysokością udziałów?
Bielmlek jest spółdzielnią, jej członkami, czyli współudziałowcami są rolnicy, od których skupuje się mleko. W statucie określone jest, jaką wartość mają udziały każdego z członków. Do niedawna była to kwota 50 tys. zł. Tyle każdy z rolników musiał wpłacić do majątku spółdzielni. Na poczet udziałów od pieniędzy wypłacanych rolnikom za każdy litr mleka potrącany był odpowiedni procent. Niektórzy w ten sposób spłacili już 50 tys. zł, inni 20-30 tys. lub mniej. Gdy w Bielmleku zaczęły się problemy finansowe, zarząd postanowił wysokość udziałów podnieść do stu tysięcy złotych. To co prawda wirtualne pieniądze, ale pozwalają podnieść majątek zakładu, a dzięki temu ułatwić choćby starania o kredyt. Ma to jednak swoje koszta. W przypadku ogłoszenia upadłości spółdzielni wszelkie jej długi będą spłacane najpierw ze sprzedaży majtku spółki, czyli maszyn, nieruchomości, etc. A gdy tych pieniędzy zabraknie, komornicy zapukają do udziałowców, czyli rolników. W spółdzielniach bowiem udziałowcy odpowiadają za zobowiązania do wysokości swych udziałów. I wychodzi na to, że jeśli ktoś ma już wpłacone 50 tys. zł udziału, to będzie musiał dopłacić kolejne 50 tys. zł. Jeśli ktoś spłacił tylko 20 tys. zł udziałów, będzie musiał dopłacić 80 tys. zł.
Niedawno podczas spotkania z rolnikami prezes Tadeusz Romańczuk zapewniał, że Bielmlek uda się jeszcze uratować. Ale mało kto w to wierzy. Romańczuk o złą sytuację w mleczarni oskarżał Karola Tylendę. Zarzucał mu, że próbował on bezprawnie przejąć kontrolę nad Bielmlekiem.
Spółdzielnia ta do niedawna działała prężnie. Skupowała mleko, płaciła rolnikom może nieco mniej niż inne zakłady, ale regularnie. Niedawno na terenie Bielmleku zbudowano nawet nową halę proszkowni. Zorganizowano huczną uroczystość oddania jej do użytku, ale na dobra sprawę nie rozpoczęła ona swej działalności.
Samym Bielmlekiem przez wiele lat zarządzał Tadeusz Romańczuk. Gdy jednak został on powołany na stanowisko wiceministra rolnictwa, stery przejęła jego córka. Później na krótko prezesem został Karol Tylenda. W tym czasie Romańczuk stracił już stanowisko w resorcie i wrócił do kierowania bielską mleczarnią. Wówczas wyszły jednak na jaw problemy finansowe zakładu. Okazało się, że zalega ona z wypłatami dla dostawców mleka - a jest ich około 800 oraz z wypłatami dla pracowników (około 180).
W związku z zamieszaniem przedstawiciele rolników zawiadomili prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez zarząd spółdzielni. Chodzi o złe jej zarządzanie i bezprawne podniesienie kwoty udziałów. Sam Romańczuk również zawiadomił prokuraturę, ale winą za sytuację w Bielmleku obarczył Tylendę i Krzysztofa Tołwińskiego, który zwołał pierwszy protest rolników w Bielmleku.
W tle całego tego zamieszania jest jeszcze polityka.
Romańczuk swego czasu zdobył dość wysoką pozycję w Prawie i Sprawiedliwości. Był nie tylko senatorem. W ostatnich wyborach samorządowych został koordynatorem kampanii wyborczej PiS w Podlaskiem. Przy okazji wyborów uwidocznił się konflikt między poszczególnymi stronnictwami w samej partii. Było to widać szczególnie w Bielsku Podlaskim, gdzie Romańczuk i Zjednoczona Prawica poparli lokalny komitet wyborczy i bezpartyjnego kandydata na burmistrza. Jednak lokalne struktury PiS związane z Krzysztofem Jurgielem stworzyły swoje listy i wystawiły swego kandydata na burmistrza. Podobna sytuacja powtórzyła się w innych miejscowościach. Warto też zaznaczyć, iż Romańczuk do resortu rolnictwa trafił niedługo po tym, jak ministrem przestał być Jurgiel.
Jurgiel ostatecznie uzyskał mandat do Parlamentu Europejskiego.
Teraz Romańczuk został w PiS odstawiony na boczny tor. Nie ma go na żadnej liście wyborczej.
O mandaty poselskie powalczą za to Krzysztof Tołwiński i Krzysztof Jabłoński, współorganizatorzy protestów rolników w Bielmleku. Obaj kandydują z list Konfederacji. Tołwiński jest jedynką, ale nie w Podlaskiem, a w Siedlcach. Jabłoński jest na szóstym miejscu w naszym okręgu.
(bisu)
Zdjęcia z protestu rolników w Bielmleku: