1 września Józef Roszkowski i Aleksy Chomicz, pełniący dyżur w starostwie w Bielsku Podlaskim zanotowali: „Rano godz. 4.50 ujrzeliśmy dwa samoloty z czarnymi krzyżami lecące nad miastem. Kilkanaście minut później odebraliśmy telefon z Urzędu Wojewódzkiego w Białymstoku. Podany szyfr przekazaliśmy staroście Januszkiewiczowi, który polecił nam zawiadomić wszystkich pracowników starostwa. O godz. 7.00 rano odbyła się narada, na której zostaliśmy poinformowani, że wojska hitlerowskie zaatakowały granice państwa polskiego”.
Wprowadzono stan wojenny, wstrzymano rozpoczęcie roku szkolnego. Policja i oddziały obrony narodowej obstawiły ważniejsze urzędy: pocztę, stacje kolejową i mosty. Harcerze zgłaszali się do punktu ratowniczego. Spośród przeszkolonych członków „Strzelca” oraz gimnazjalnego przysposobienia obronnego sformowano kompanię wartowniczą. Zgłosiło się ok. 30 osób, którym rozdano stare mundury i karabiny. W dzień pilnowali oni magazynu, a w nocy pełnili straż na lądowisku.
W mieście do 6 września panował spokój. Biura i zakłady funkcjonowały w miarę normalnie. Tego dnia niemieckie samoloty, które wcześniej tylko przelatywały nad miastem, zrzuciły bomby na stację, most i linię kolejową. Nalot trwał kilkanaście minut, a bombardowanie nie były zbyt celne, bomby spadły na domy w dzielnicy parkowej i jedna osoba zginęła.
Następnego dnia, czyli 7 września, rozpoczęła się ewakuacja władz powiatowych. Starosta Żelisław Januszkiewicz z częścią pracowników opuścił Bielsk Podlaski i udał się do Białowieży, skąd urzędnicy rozjechali się w różne strony. Tego dnia Niemcy zbombardowali Brańsk, zginęło 15 osób.
Wyjazd urzędników pociągnął za sobą żywiołową ewakuację części personelu innych instytucji. Na miejscu pozostał tylko burmistrz Alfons Erdman. Zgodnie z decyzja władz wojskowych, także młodzież zdolna do noszenia broni ewakuował się na wschód.
Jak piszą historycy ewakuacja urzędników nie tyle miała związek z bombardowaniem, co z przełamaniem przez Niemców obrony polskiej nad Narwią. Otoczone w wielu miejscach oddziały polskie przedzierały się na wschód. W nocy z 13 na 14 września doszło do największej bitwy na terenie powiatu bielskiego - pod Olszewem (napiszemy o tym w innym tekście).
Jak wspomina Józef Wójcicki, pod Hołodami junkersy zrzuciły bomby i ostrzelały kolumnę uciekinierów z Bielska. Było kilku zabitych i wielu rannych. Nad ranem 12 września do Bielska bez walki wkroczyły pododdziały niemieckiej 3 Dywizji Pancernej, ze składu XIX korpusu pancernego generała Heinza Guderiana. Tego dnia miasto zostało przejęte przez niemiecki zarząd wojskowy.
Ks. Eugeniusz Borowski opisując dzieje parafii Narodzenia NMP w Bielsku Podlaskim wspominał, że ówczesny dziekan bielski ks. Antoni Beszta-Borowski, powołał Komitet Pomocy Jeńcom Wojennym.
Niemcy wzięli zakładników: ks. Antoniego Besztę-Borowskiego, ks. Ludwika Olszewskiego i burmistrza Alfonsa Erdmana. Przetrzymywano ich w piwnicy dworca kolejowego. Hitlerowcy rozwiesili ogłoszenie, że w razie gdyby na terenie miasta został zabity choć jeden niemiecki żołnierz, zostaną oni rozstrzelani. Sam Guderian zatrzymał się w Bielsku, aby odbyć naradę z dowódcą 2 Dywizji Piechoty Zmotoryzowanej, gen. Paulem Baderem. Wynikiem tej rozmowy był rozkaz nakazujący kolumnom pancernym poruszanie się w kierunku Brześcia.
Wkrótce Niemcy zezwolili Caritasowi, aby zatrzymanym oraz polskim jeńcom wojennym, których również przetrzymywano w piwnicach dworca, dostarczyć żywność, środki czystości i opatrunki.
20 września zakładników zwolniono, a Niemcy rozpoczęli wycofywanie się z Bielska, przy okazji niszcząc uszkodzone czołgi i motocykle. Dzień później do miasta wkroczyła Armia Czerwona...
opr. (ms)